Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wycieczki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wycieczki. Pokaż wszystkie posty

2 sierpnia 2016

Bełchów po raz drugi :-)

Odkąd 2 lata temu odwiedziłam bełchowski cmentarz w poszukiwaniu przodków wiele się zmieniło jeśli chodzi o genealogię. Wówczas miałam nieco rozbudowane drzewo przodków pradziadka Mikołaja, ale od prababci Antoniny była pustka - tylko ona i jej rodzice, o których wiedziałam tylko z aktu ślubu. Dla porównania jak wyglądało w 2014, a jak to jest na dzień dzisiejszy:

wykresy przodków Antoniny Wierzbickiej-Stań z Sieradzkich
porównanie 2014 a 2016
Przez miesiące się wiele nie zmieniało, choć powoli, z trudem z racji braków metryk, szłam wgłąb rodziny Sieradzkich. Aż w styczniu 2016 poznałam (wówczas tylko internetowo) moich - jak się okazało - kuzynów, z którymi łączy mnie własnie wyżej wymieniona Antonina Wierzbicka-Stań. Wspólnymi siłami udało się połączyć w jedno drzewo - czyli mojego ojczystego dziadka z jego przyrodnim rodzeństwem, a w planach mieliśmy spotkanie. Jednak jak się tu spotkać, skoro pradziadkowie pochowani w Bełchowie, ja mieszkam w Łodzi, a Arek w Szczytnie - oczywiście ciężko było zgrać nam jeden wspólny termin. Zawsze coś... Aż do zeszłego tygodnia, kiedy to Arek napisał mi, że jedzie z rodzicami na weekend w rodzinne strony swojego taty. I - niewiele myśląc - stwierdziłam, że i ja pojadę. Trochę nie do końca zapowiedziana pojawiłam się w Bełchowie. Spotkaliśmy się na cmentarzu. Poznałam jego Rodziców - Wuja Tadka i Ciocię Teresę. Wuj jest synem przyrodniego brata mojego Dziadka, Mariana Stań. Pokazali mi, gdzie jest pochowana moja prababcia - spoczywa razem ze swoim drugim mężem Szymonem, córką Feliksą i jej mężem, Antonim Osadowskim. Na nasze genealogiczne szczęście, na pomniku znalazły się portrety pradziadków. Jedyne, co trochę martwi, to błędnie podane daty narodzin Antoniny i Szymona (ale jakoś to idzie przeżyć).

miejsce pochówku Antoniny Wierzbickiej-Stań z Sieradzkich, Szymona Stania
oraz Feliksy i Antoniego Osadowskich - córki i zięcia w/w
cmentarz Bełchów k/ Skierniewic
Szymon Stań (1882-1963)
Antonina Wierzbicka-Stań z Sieradzkich (1886-1947)
Podczas wizyty na cmentarzu pokazałam moim Kuzynom, gdzie został pochowany ojciec mojego pradziadka. A przy okazji dowiedziałam się, że mój pradziadek, Mikołaj Wierzbicki, prawdopodobnie jest również pochowany w tym grobie, co Antosia i Szymon.
Później razem z Kuzynostwem pojechaliśmy do Dzierzgowa, do jednej z córek w/w Feliksy i Antoniego, czyli Cioci Oli i jej męża Janka. Znałam ich tylko z kilku zdjęć ślubnych, które zachowały się w domu, a wczesną wiosną rozmawiałam z Ciocią przez telefon.


Bardzo mili, ciepli i serdeczni ludzie. Opowiadali mi trochę o moich dziadkach. W głowie utknęła mi historia, która jest związana z autem widocznym na ich ślubnym zdjęciu. Młodzi mieli jechać do ślubu bryczką, ale mój dziadek, który przyjechał wówczas autem (z kierowcą!!!) niejako uparł się, żeby jechali właśnie nim. Bo to auto nie byle jakie - kabriolet. Ślub odbył się w 1958 roku. Na zdjęciu w samochodzie widać dwójkę dzieci - to mój tata i siostra Cioci Oli, czyli Ciocia Gienia. Jest na nim również mój Dziadek Franek - pierwszy z lewej na lewej fotografii (i na prawej również). Podczas wizyty Ciocia Ola mówiła jeszcze, że Babcia Pola miała kolekcję lalek i nie była chętna do dzielenia się nimi z kimkolwiek ;-)
Korzystając z bliskości, pojechaliśmy jeszcze z Arkiem i Wujem Tadkiem na cmentarz w Nieborowie, by poszukać kogokolwiek z rodziny Sieradzkich (nasza Antosia miała dwóch braci, którzy ożenili się w Nieborowie). Cmentarz nieborowski nie jest zbyt duży. Udało nam się znaleźć aż jeden grób, w którym spoczywają Sieradzcy. Na razie nie wiem, czy jest to jakaś nasza rodzina, ale dzięki temu, że prócz nich pochowani byli jeszcze córka z zięciem o dość nietypowym nazwisku, udało się odnaleźć ich krewnych. Mam już numer telefonu do wnuczki tego Sieradzkiego i na dniach będę z nią rozmawiać w tej sprawie.

Od lewej: Wuj Janek, Ciocia Teresa, Ciocia Ola, Wuj Tadek
no i ja na dole :-)


Później już całą czwórką pojechaliśmy do Bełchowa, do drugiej córki Feli i Antoniego - Cioci Gieni i jej męża Andrzeja. Tę parę również znałam tylko z fotografii ślubnych, a przecież to taka bliska rodzina, rodzeństwo cioteczne mojego Taty.



I tu także zostałam przyjęta z uśmiechem i dobrym słowem, a także i ciepłym łóżeczkiem. Ciocia i Wujek na co dzień mieszkają w Łodzi, czas wakacji spędzają w dawnym domu Feli i Antoniego. A jest się czym zachwycać - dom stylizowany na góralski, drewniany, zadbany i urzekający. To też dom z historią - kiedyś znajdowała się tam poczta i w latach 70-tych XX wieku została popełniona zbrodnia, morderstwo naczelniczki owej poczty.

dawny dom Feliksy i Antoniego Osadowskich

Tutaj spędziłam już resztę weekendu. Także i Ciocia Gienia opowiedziała mi troszkę o moich Dziadkach. Ba, okazuje się, że mieszkała u nich przez rok jako nastolatka. Przy zupełnej okazji miałam przyjemność przywdziać pasiak łowicki uszyty przez siostrę mojego Dziadka. Wyglądałam w nim, hmmmm....



Oczywiście poza mile spędzonym czasie w gronie rodzinnym, mieliśmy też znaleziska genealogiczno-historyczne w zasięgu ręki. To pamiątkowe zdjęcia, które Fela zamknęła w kilku ramkach powieszonych na ścianach kuchni. I tak udało nam się dzięki temu dowiedzieć, jak wyglądała prababcia Antosia, której dwa portrety były wśród tych zdjęć. Jeden z nich widniał również na pomniku na cmentarzu, ale nie on przykuł moją największą uwagę. To zdjęcie Antosi zrobione około 1915 roku. Jest na nim mała Genowefa (1912-1937) i Stanisław (1914-1981). Urzekło mnie bardzo i na pewno zostanie wywołane, co by mieć namacalną pamiątkę po prababci. Wzrok przyciąga niecodzienna uroda Antosi, jej biżuteria, wśród której są na pewno cztery krzyżyki oraz jej spracowane ręce. Nawet mała Gieniusia ma koraliki, a strój Stasia też jest odświętny. Oj, długo by można było patrzeć na to zdjęcie.



Wśród znalezionych zdjęć jest też ślubna fotografia najstarszej córki Antoniny i Szymona - czyli w/w Genowefy i Władysława Owczarka z 1934, jej podobizna z lat młodzieńczych i różne zbiorówki rodzinne. Cenne. Bardzo cenne. Również zdjęcie moich Dziadków się tam znalazło.

Genowefa Owczarek zd. Stań (1912-1937)

Genowefa i Władysław Owczarkowie
Apolonia i Franciszek Wierzbiccy

Radosny czas dobiegł jednak końca. Po małej sesji fotograficznej rozjechaliśmy się do domów. Mam bardzo miłe wspomnienia z tej wyprawy, a i nadzieję, że nowe znajomości rodzinne będą owocne. Liczę na to, że będzie nam dane spotkać się w tym lub w większym gronie jeszcze raz.

Kuzyn Arek, Ciocia Teresa, Ciocia Gienia, Wujek Tadek, Kuzyn Marek (syn Gieni i Andrzeja)
ja, Wujek Andrzej, Kasia (żona Marka), Maja (córka Marka)

Troje prawnucząt Antosi - Marek (wnuk Feliksy), ja (wnuczka Franciszka), Arek (wnuk Mariana)

Udostępnij ten wpis

16 sierpnia 2014

Bełchów i ja

Nadarzyła się wreszcie okazja i wybrałam się w strony mojego ojczystego dziadka, Franciszka Wierzbickiego, a mianowicie do Bełchowa. Dziadek co prawda urodził się w Dzierzgowie, raptem 1 km od Bełchowa, ale to właśnie w parafii Bełchów był ochrzczony. 

Parafia w Bełchowie jako patrona ma św. Macieja Apostoła. Należy do dekanatu Łowicz-Katedra. Na początku swojego istnienia budynek kościelny był z drewna. Inicjatorem zmiany jego wyglądu został ksiądz Julian Turulski w II połowie XIX wieku. W tamtym okresie wszystkie kościoły na terenie ziem polskich powstawały w wyniku działań pruskich, jednakże parafia Bełchów odznaczyła się tym, iż mieszkańcy wypędzili budowlańców przed ukończeniem pracy. Sklepienie według planów miało przybrać formę łuku tak jak w innych kościołach, niestety bełchowianie nie potrafili tego dokonać, tak więc sklepienie do dziś biegnie po linii prostej. W pierwotnej wersji, budowa nie miała transeptu, więc kościół nie był na planie krzyża. Jednak po pewnym okresie czasu, kaplice boczne zostały wzniesione z inicjatywy księdza Daniela Michałowskiego. Historia tego zabytku przewidziała także ogromny pożar, który zajął niemalże cały Bełchów i część kościoła. Podczas wojen napoleońskich w starej plebanii mieścił się szpital polowy. Przy budynku kościelnym znajduje się dzisiaj nowa plebania, pobudowana za księdza Dyśkowskiego, pod której fundamentami niegdyś istniał cmentarz.
Obecny kościół jest budynkiem murowanym, jednonawowym, orientowanym. Zbudowany został w stylu barokowym. Posiada on charakterystyczną dla tego stylu czworoboczną, ozdobną wieżę oraz umieszczone w niszach przy głównym wejściu rzeźby.


Kościół p.w. św. Macieja w Bełchowie

Wewnątrz kościoła znajduje się sześć zabytkowych ołtarzy. Na drewnianym ołtarzu głównym umieszczony jest namalowany w XVIII w. obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem. Ołtarze boczne poświęcone są św. Maciejowi i św. Stanisławowi (ołtarze drewniane) oraz św. Annie i św. Józefowi Oblubieńcowi (ołtarze murowane). Umieszczone w tych drugich obrazy są autorstwa J. Stelmaskiego i pochodzą z 1917 r. Dodatkowo w kaplicy można obejrzeć ołtarz Serca Pana Jezusa. Na uwagę zasługuje także poświęcony przez papieża Leona XIII obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy znajdujący się w kaplicy.


ołtarz św. Macieja

ołtarz św. Stanisława



ołtarz św. Anny

ołtarz św. Józefa Oblubieńca















ołtarz
Matki Bożej
Nieustającej Pomocy
ołtarz główny
















Podczas wizyty spotkałam się z księdzem wikariuszem, który powiedział, że nie było prowadzonej inwentaryzacji cmentarnej i nie jest w stanie powiedzieć mi, gdzie został pochowany mój pradziadek Mikołaj Wierzbicki i praprababcia Zuzanna Wierzbicka z Okrasków. Mówi się trudno ;-) Za to po wizycie na cmentarzu udało mi się znaleźć grób przyrodniego brata mojego dziadka - Stanisława Stań - i jego żony. Może przy następnej wizycie uda mi się skontaktować z jego potomkami. Drugą osobą, którą odnalazłam na cmentarzu, jest syn brata mojego prapradziadka - Franciszek Wierzbicki wraz z żoną. Innych "nowych" członków rodziny podczas tej wizyty nie znalazłam. Ale w poszukiwaniach nie będę ustawać.


nagrobek przyrodniego brata mojego dziadka



 
















nagrobek syna brata mojego prapradziadka


Informacje na temat Bełchowa zaczerpnięte z:
http://cudzechwalicieswegonieznacie-projekt.blogspot.com/
http://maciejap.blogspot.com/
http://pareto.vot.pl/belchow/

Udostępnij ten wpis

11 lipca 2014

muzeum po raz drugi

Zgodnie z obietnicą, dzisiaj druga relacja z warsztatów historycznych organizowanych przez Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi. Tym razem zapisani byliśmy na "Miasto szyfrów".
Nazwa warsztatów wg mnie nie jest do końca adekwatna do samej zabawy, aczkolwiek Syn mile wspomina ten dzień spędzony w MTN. Warsztaty są formą grupową, więc zostaliśmy niejako przypisani do grupy półkolonii z Bałuckiego Ośrodka Kultury. Dzieciaki były w wieku 7-12 lat, a mój Syn się bardzo ładnie odnalazł w tej grupie (co mnie cieszy, bo jednak co socjalizacja to socjalizacja).
Na początek dzieci zostały podzielone na 3 grupy i prowadzący zajęcia omówił zasady gry. Każda grupa dostała kartę pytań, na której znajdowało się 9 zadań oraz 5 złotych z okresu wojny. Pytania dotyczyły okresu okupacji Łodzi 1939-1945, a poszczególne litery z różnych zadań stanowić miały główne hasło całej zabawy. Kiedy zasady zostały omówione, a dzieci zapoznane z wystawą, zaczęła się rywalizacja.

omówienie zasad gry
prowadzący: p. Rafał Pakuła i p. Christian Jensen


Grupa, do której należał mój Syn, składała się z 9 chłopców. Jako, że byłam już wcześniej w Muzeum, postanowiłam trochę im pomóc, czytając zadania. Każde z pytań dotyczyło różnych miejsc w Łodzi, jej historii, a także broni. Chłopcy musieli znajdować np. nazwiska nauczycieli z tajnego nauczania albo komendanta obozu dla dzieci, daty rozpoczęcia mobilizacji. Przyznam, że mimo ich młodego wieku, dali sobie fajnie radę z trudnymi nazwami. Kiedy już udało się nam odpowiedzieć na wszystkie pytania, chłopcy musieli iść do tzw. Urzędu, żeby sprawdzić ich poprawność lub ewentualnie wykupić podpowiedź. Niestety, okazało się, że moja drużyna błędnie podała nazwę jednego z karabinów i straciliśmy 2 złote. Ale moi dzielni zawodnicy szybko znaleźli prawidłową odpowiedź i już z gotowym arkuszem odpowiedzi ruszyliśmy do sali kinowej ustalić hasło główne.

moi dzielni zawodnicy w "Urzędzie"


Chłopcy szybko ustalili hasło, a brzmiało ono NIEPODLEGŁOŚĆ. Pozostałe dwie drużyny po krótkim czasie również dołączyły do nas i okazało się, że chociaż byliśmy najszybsi, to niestety zajęliśmy miejsce drugie. Inna drużyna miała więcej pieniędzy od nas i to zaważyło na ostatecznym wyniku. Po sprawdzeniu wszystkich odpowiedzi i krótkim wyjaśnieniu, dzieciaki przeniosły się całą watahą na wystawę armat. Tam p. Christian opowiedział trochę o samej wystawie i o historii niektórych z jej elementów. Najciekawsza jednak była możliwość wejścia na armaty, z czego dzieci bardzo chętnie skorzystały. Zostały nam fajne pamiątki w postaci zdjęć.








Uważam, że warto każdemu dziecku uświadamiać, czym była wojna, jak przedstawiało się życie w czasie jej trwania i jakie skutki za sobą niosła. Nawet, jeśli to dziecko jeszcze nie jest do końca świadome tych opowieści, to jednak coś w głowie zostanie i potem - w czasie dalszej edukacji - przypomni sobie, że już kiedyś otrzymał jakąś wiedzę na ten temat.

Udostępnij ten wpis

10 lipca 2014

pierwsza wizyta w Muzeum Tradycji Niepodległościowych

Dzisiaj nie będzie genealogicznie, tylko trochę historycznie. Jak wszyscy wiemy, trwają wakacje i młodzież szkolna nie zawsze wie, co ma ze sobą zrobić. Z racji tego, że mój Syn ma dopiero 6,5 roku, muszę mu jakoś czas wakacyjny wypełnić. Więc wytężyłam umysł i znalazłam na stronie Urzędu Miasta Łodzi co oferuje nam Miasto. I znalazłam ciekawą ofertę Muzeum Tradycji Niepodległościowych, a mianowicie warsztaty historyczne dla dzieci i młodzieży. Na początku pomyślałam, że może Syn jeszcze za mały na takie zabawy, ale w końcu postanowiłam spróbować. 
Zanim jednak przejdę do samych warsztatów przybliżę trochę historii samego miejsca, w którym znajduje się Muzeum, czyli w dawnym więzieniu radogoskim.

Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi
Oddział Radogoszcz

Dramatyczna historia więzienia radogoskiego rozpoczęła się z początkiem listopada 1939 roku. W fabryce Michała Glazera przy ówczesnej ul. Krakowskiej 55. Dziś jest to teren Fabryki Pierścieni Tłokowych „Prima" przy ul. Liściastej 17. Powstanie obozu przejściowego w tym miejscu wiązało się z podjętą przez niemieckie władze okupacyjne dużą akcją represyjną i eksterminacyjną przeciwko inteligencji łódzkiej - głównie nauczycielom, działaczom kultury, urzędnikom państwowym i samorządowym, działaczom społecznym i politycznym. Wśród nich pewną część stanowili obywatele polscy pochodzenia niemieckiego i żydowskiego.
Przez ten obóz od około 10 XI 1939 r. do początku stycznia 1940 r. przeszło około 2 000 osób (kobiet i mężczyzn). Z tej liczby około 500 „osądzono" w trybie doraźnym skazując na karę śmierci. „Wyroki" były wykonywane natychmiast w podłódzkich lasach. Natomiast zabudowania przyszłego więzienia radogoskiego w fabryce Samuela Abbego u zbiegu ulic Zgierskiej i J. Sowińskiego przeznaczono początkowo na obóz przesiedleńczy dla mieszkańców Łodzi i województwa łódzkiego.Wraz z przeniesieniem do tego obiektu od 2 połowy grudnia 1939 r. pozostałych więźniów z fabryki Glazera i utworzeniu w tym miejscu więzienia policyjnego , większe grupy przesiedleńców wywieziono do Generalnego Gubernatorstwa. Od lipca 1940 r. więzienie policyjne dla mężczyzn w Radogoszczu otrzymało oficjalną nazwę Rozszerzone Więzienie Policyjne (Erweitertes Polizeigefängnis, Radegast). W sierpniu 1943r., w związku z reorganizacją łódzkiej policji, nastąpiło połączenie więzienia radogoskiego i obozu pracy karnej na Sikawie, co znalazło odbicie w nowej nazwie: „Erweitertes Polizeigefängnis und Arbeitserziehungslager" i pod taką nazwą funkcjonowało już do końca okupacji hitlerowskiej.
Radogoszcz był męskim więzieniem o charakterze przejściowym. Więźniowie przebywali tu przeciętnie (wg danych z 1944 r.) do dwóch miesięcy, oczekując na procesy sądowe, a także na transporty do innych więzień i obozów. Nie był miejscem masowej eksterminacji. Należy jednak zaznaczyć, iż każdego dnia na skutek głodu, chorób, wycieńczenia oraz sadystycznego znęcania się wachmanów ginęli tu więźniowie. Stąd wywożono ludzi na masowe egzekucje w rejonie Łodzi: las lućmierski, lasy łagiewnickie i „Okręglik" w lesie chełmskim. Także stąd zabrano grupę więźniów, których zamordowano w największej na terenie Kraju Warty publicznej egzekucji, dokonanej w Zgierzu 20 III 1942 roku.
Przeciętnie na Radogoszczu przebywało od 500 do 1 000 więźniów. Ocenia się, iż ogółem przez więzienie na Radogoszczu w latach okupacji hitlerowskiej przeszło około    40 000 osób. Większość osadzonych to osoby, które popełniły przestępstwa przeciwko interesom III Rzeszy. Do takich przypadków należały: nielegalny ubój i szmuglowanie żywności ze wsi, nielegalne przekraczanie granicy pomiędzy Generalnym Gubernatorstwem i Krajem Warty, ucieczki z robót przymusowych w Niemczech.Również przywożono tu zatrzymanych w „łapankach" ulicznych. Osadzano tu też więźniów politycznych przed wysłaniem np. do obozów koncentracyjnych. Po wybuchu wojny pomiędzy III Rzeszą a Związkiem Radzieckim pojawili się tu w niewielkiej grupie radzieccy jeńcy wojenni.
Największą tragedią była masakra jego więźniów i podpalenie budynku więziennego w nocy z 17 na 18 stycznia, na kilkadziesiąt godzin przed wkroczeniem Armii Czerwonej do Łodzi 19 stycznia 1945 roku. Początkowo zaczęto mordować więźniów na salach więziennych a gdy ci stawili opór oprawcy podpalili budynek. Zginęło wówczas około 1 500 osób; ocalało około 30.

Tyle z historii, a teraz pora na czasy dzisiejsze. Przed siedzibą Muzeum znajduje się wielka iglica upamiętniająca tych, którzy zginęli w więzieniu.


Dla mnie samej było to też pierwsze spotkanie z tym Muzeum; owszem, w VIII klasie podstawówki mieliśmy objazdową wycieczkę po Łodzi i przywieźli nas przed iglicę, ale samego muzeum nie mieliśmy okazji zwiedzić.
Od ulicy Zgierskiej znajdują się pomniki:
Przejdę już teraz do samych warsztatów historycznych, jakie organizuje Oddział Radogoszcz dla dzieci i młodzieży. W zeszłym tygodniu zabrałam mojego Syna i 10-letniego siostrzeńca na "puzzle historyczne" ponieważ chłopcy są wielbicielami takiej formy rozrywki. Na samym początku zostaliśmy oprowadzeni po wystawie muzealnej przez przewodnika. Wystawa stała w MTN dotyczy okresu okupacji 1939-1945 w Łodzi. Jest dużo plansz z informacjami, zdjęciami, fotografie więźniów i inne ich pamiątki, mapa Łodzi z czasów wojny (czyli w wersji niemieckiej), a także eksponaty militarne - stroje żołnierzy, broń, odznaki. Dzięki temu mogliśmy sobie przybliżyć historię Łodzi, a nasi małoletni nawet dzielnie słuchali opowieści przewodnika. Potem dla dzieciaków było zadanie - podpisanie kilku zdjęć w albumie. Musieli znaleźć je na ekspozycji i przyznam, że nawet szybko i sprawnie im to poszło. Potem przeszliśmy do sali kinowej i tam już były puzzle. Chłopcy dostali kilka kopert z puzzlami - przedrukami starych pocztówek Łodzi z okresu okupacji, każda układanka miała 10-24 puzzli. Układanie to była jedna rozrywka, a druga - musieli dopasować podpisy do ułożonych zdjęć. Staraliśmy się im nie pomagać w dopasowywaniu i praktycznie bezbłędnie to zrobili. Oczywiście podczas układania puzzli przewodnik opowiadał nam (tj. mnie, siostrze i szwagrowi) ciekawostki związane z danymi miejscami. Po skończonym układaniu dzieciaki otrzymały drobne upominki - tj. długopisy i smyczki z logo MTN oraz książkę. 
Później poszliśmy jeszcze zwiedzić ekspozycję zewnętrzną MTN, czyli armatki, moździerze, haubice. Chłopakom się bardzo podobało.


Na zdjęciu powyżej widać makietę więzienia z czasów okupacji. Przyznaję, że budzi we mnie grozę. Zwłaszcza, że tak niewiele z niego zostało.

Wczoraj byliśmy z Synem na drugich warsztatach w MTN, ale o tym w kolejnej notce.
Udostępnij ten wpis
Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.